Sen o Warszawie
Budząca się naga przyroda, onieśmiela mnie swoim pięknem.
W domu zaczynam się dusić.
Oddychanie tranzystorowym powietrzem betonowych ścian traci sens i wartość.
Ciepło nudzi, cisza zabiera wolność.
Tutaj nie słychać niebiańskiej muzyki ptaków i drzew.
Las, góry, morze, pola... wzywają mnie.
Już czas opuścić sztuczne przestrzenie plastiku i pójść na spotkanie z dziką drogą.
Zielone powietrze kusi wilgotnym głosem natury.
Moje bose stopy chcą znów poczuć energię życiodajnej planety.
Miejski zgiełk męczy hipokryzją słów i torturą metalowych dźwięków.
Głodne zombie, w tęczowym pochodzie wciąż ściga sklonowanego Jezusa.
Kto pierwszy wciśnie mu dzisiaj cierniową koronę? Może ty, może ty? Może jednak ja.
OK
Olo, jesteś mistrzem, nie tylko kulinarnym. Trafiasz przez żołądek do serca i bezpośrenio :)
OdpowiedzUsuńDzięki.
Usuń