niedziela, 29 marca 2015

Surowe życie



   Zamieszkałem zatem w starym angielskim domu na wsi. Dookoła mnie fermy. Jest też pasieka. Rano budzi mnie głos koguta, śmieszne krótkonogie kozy Pigmeje, ciekawskie zaglądają przez płot. Jest czarna i biała. Właśnie niedawno urodziły się młode owce. Rogaty baran, przewodnik stada, przygląda mi się nieufnie.  Te rozkoszne widoki za oknem warte są każdej ceny, a przecież wszystko to jest w pakiecie. Malowniczy pagórkowaty teren jest dodatkową atrakcją, doskonały do pieszych wędrówek, które już planuję. Niecierpliwie wyczekuję wiosny.
 Warunki w domu nieco spartańskie, ale okazuje się, że takie surowe życie ma swój urok. Dla kucharza brak kuchenki gazowej i piekarnika nie stanowi problemu. Na prędce organizuję termos i ręczny palnik gazowy. Domowej roboty zestaw Sous Vide sprawdza się doskonale. Pstrąg i sezonowane angielskie steki, traktowane niską temperaturą wychodzą idealnie delikatne, wartościowe i lekkostrawne. Lokalne sklepy, pełne tropikalnych owoców są dla mnie prawdziwym rajem. Zapominam o idei jedzenia tylko lokalnych produktów. Chleb natomiast kupuję zawsze polski, przygotowany na zakwasie. Jak widać polscy piekarze i tutaj robią dobrą robotę. Surowe mleko mam dostępne z farmy po drugiej stronie ulicy. Odwiedzam też pobliski kościół angilikański. W tradycyjnym Polaku, Pani Proboszcz wzbudza mieszane uczucia.
Największy problem stanowi nadal dla mnie słaby internet. Surowe życie? OK, ale bez internetu? No way. Lata doświadczeń doprowadziły mnie do wniosku, że człowiekowi do szczęścia potrzebne są 3 rzeczy: dobre mięso, mnóstwo owoców i szybkie łącze internetowe.
Wolny czas spędzam znowu słuchając muzyki. Moje nowe odkrycia to: z popu - Emy Winehouse, z jazzu: Jacky Terrasson, z poważnej: nasz genialny Krzysztof Penderecki. Gorąco polecam.