czwartek, 26 grudnia 2013

Święta, święta... i po świętach

   Gdybyśmy zebrali w jednym miejscu wszystkich najlepszych kucharzy świata i kazali im wyprodukować jedno jabłko, to na pewno by im się to nie udało. Podobnie byłoby z farmaceutami. Naszym celem powinno być tworzenie gastronomii prostej i naturalnej. Żywność przetworzona, pełna syntetycznych dodatków to nic dobrego, taka żywność uzależnia i zatruwa. Za dużo jest tego w polskich domach. Warto czytać skład na opakowaniach, czasami można się przerazić co jest dodawane do naszej żywności. Tak na prawdę ani dorośli ani dzieci nie potrzebują słodyczy w kolorowych papierkach. Wszechobecne  Fast Foody radzę omijać szerokim łukiem. Przekonałem się na sobie jak to wszystko szkodzi, kiedy regularnie byłem ich konsumentem w Wielkiej Brytanii. Surowe jedzenie natomiast odżywia, oczyszcza cały organizm z toksyn i leczy, pomaga pozbyć się nałogów i uzależnień. Czego więcej nam trzeba kiedy siadamy do stołu? Chyba tylko dobrego towarzystwa.
   Po co tak na prawdę jemy? Problemów nie da się rozwiązać łykając cukierki czy pijąc alkohol. Surowe owoce i warzywa są smaczne i na prawdę potrafią czynić cuda.  Zdrowie jest na wyciągnięcie ręki, znajduje się w sklepie z warzywami, w ogrodzie czy na działce. Trzeba tylko wykonać pewną pracę zanim nauczymy się kilku technik i metod. W mediach za mało jest przepisów na surowe potrawy.
   Drodzy Państwo. Kompromis miedzy smakiem a zdrowiem jest możliwy. Niewtajemniczonym spieszę donieść, że surowe potrawy smakują tak samo dobrze jak gotowane a często lepiej. Nieprzetworzona żywność przez to że daje nam zdrowie i dobre samopoczucie, może również wpływać na poprawę naszych relacji. Zdrowy, radosny człowiek jest otwarty i przyjacielski, nie ma ochoty na tworzenie konfliktów. Zatem czy powinniśmy jeść tylko surowe jedzenie? Niekoniecznie. Faktem jest jednak, że Polacy jedzą za mało surowych owoców i warzyw.  Warto mieć otwarty umysł, edukować się, być kreatywnym w kuchni i uczyć się nowych technik pamiętając, że to co organiczne i dzikie jest najlepsze oraz że im prościej gotujemy i jemy tym jesteśmy zdrowsi. Należy jednak pamiętać o tym aby dostarczać swojemu ciału wszystkich potrzebnych mu elementów. Daleki jestem obecnie od restrykcyjnego trzymania sie jakiegoś programu. Czasami jem po wegańsku a czasami nie, zawsze przestrzegając jednak moich ekologicznych zasad. To co jem zależy od sytuacji, celu i intuicji.
  Zatem Surowy Szef kontynuuje swoją krucjatę tworzenia i propagowania zdrowej kuchni, choć już nie wegański to nadal wielki fan świeżowyciskanych soków, zielonych koktajli i sałatek a także surowych deserów.
  Święta minęły szybko. To były moje trzecie święta po tym jak poznałem surową kuchnię. W tym roku było za mało na surowo. Mam okazję poczuć różnicę w samopoczuciu. Jak mawiał Pan Wołodyjowski- nic to.  
    Zobaczymy co przyniosą najbliższe dni i miesiące. Mam zamiar szybko skończyć moją książkę w której opisuję moje dietetyczne i kulinarne doświadczenia z surową kuchnią.
    
Dużo zdrowia!

piątek, 20 grudnia 2013

Świąteczna szarlotka Surowego Szefa

Z okazji zbliżających się Świąt podaję Wam przepis na surową szarlotkę mojego pomysłu.

Składniki:
300g orzechów włoskich
200g wiórków kokosowych
250g rodzynek (najlepiej Bio-niesiarkowane)
szczypta soli Himalajskiej
6 dużych jabłek   (Polecam żółte, nie pamiętam nazwy. Smakują jakby były upieczone).
150g suszonych moreli (Bio- niesiarkowane)
płaska łyżeczka cynamonu
1 laska wanilii

Orzechy należy namoczyć dzień wcześniej w wodzie filtrowanej lub mineralnej. Rano wodę odlej.
Takie orzechy będą zdrowsze i lepiej trawione.
Przystępując do przygotowania szarlotki, rodzynki namocz przez 1 godzinę w małej ilości zimnej wody mineralnej lub filtrowanej. Po godzinie rodzynki odsącz.
W robocie kuchennym z ostrzem w kształcie litery S krótko zmiksuj: orzechy, rodzynki i wiórki kokosowe. Już na początku dodaj szczyptę soli Himalajskiej lub dowolnej innej, to podkreśli smak.
Otrzymaną masę należy wyłożyć na dno dowolnej foremki i palcami uformować spód szarlotki. Dobrze jeśli uformujesz również boki.
Jabłka obierz za skórki, przekrój na ćwiartki i wykrój gniazda nasienne.
4 jabłka pokrój w drobną kostkę, 1 zetrzyj na tarce (grube oczka), 1 dobrze zmiksuj z morelami, dodając cynamon. Najlepiej jest użyć ręcznego, elektrycznego  blendera.
Jabłka wymieszaj ze zmiksowanymi morelami i miąższem 1 laski wanilii.
Jabłka wyłóż na orzechowy spód. Wyrównaj przy pomocy szpatułki kuchennej.
Szarlotkę zostaw w temperaturze pokojowej na 1 godzinę aby się przegryzła.
Następnie umieść szarlotkę w zamrażarce na 1 godzinę.
Po wyjęciu z zamrażarki, pokrój ciasto na kawałki. Wykładaj szeroką szpatułką.
Podawaj z kawą lub dowolną herbatą.

    Na mieście mówi się, że ta szarlotka jest lepsza od pieczonej :-)  Na pewno zdrowsza.
Połączenie jabłek z suszonymi morelami smakuje genialnie. Smacznego i Radosnych Świąt!








niedziela, 15 grudnia 2013

Magnifique cuisine polonaise

    Z moich obserwacji wynika, że pracownicy gastronomii to często osoby z problemami emocjonalnymi, bezmyślne i mało kreatywne a do tego zastraszone. Tak na prawdę, trudno im się dziwić. Brak jest niestety dobrych wzorców i autorytetów. Standardy pracy również często są nie takie jak powinny. Nieszczęśliwy kucharz to nieszczęśliwe jedzenie. Ktoś mądry powiedział, że energia przygotowywania potraw przechodzi do żywności. Coś w tym jest. W kuchni trzeba wyzwolić się od lęku, tylko wtedy otwarty i wolny umysł będzie podpowiadał nam mądre rozwiązania, zdrowe dla kucharzy i konsumentów.
  Zatem będąc klientami krajowych restauracji często narażamy swoje zdrowie. W wielu lokalach potrawy są odgrzewane w kuchence mikrofalowej, zbyt przetworzone,  często wykonane z najtańszych produktów.  Która restauracja używa organicznych jajek? Znam jedną ;-)
   Często dajemy się ponieść manipulacji mediów i marketingu, automatycznie zamawiamy to co jest modne. Nie zwracamy uwagi na jakość jedzenia i wartość odżywczą. Czy warto za to płacić? Czy warto katować swoje jelita potrawą, która bardziej nam szkodzi niż pomaga? Chyba lepiej się przegłodzić. Odżywianie ma przecież tak ogromny wpływ na nasze życie. Nie dajmy sie nikomu manipulować.
   Czasami odwiedzam różne restauracje. Z perspektywy witarianina, fana kuchni surowej, kochającego soki warzywno-owocowe, zielone koktajle i sałatki, z przerażeniem obserwuję klasycznych kucharzy. Zahipnotyzowani aromatem smażenia i gotowania, pracują w transie. Pozbawieni  świadomości, kreują potrawy może sycące zmysły ale na pewno nie komórki ciała. Mało która polska restauracja gotuje w oparciu o organiczne warzywa sezonowe. Te z importu to nie jest dobry wybór. Nie wspieramy w ten sposób lokalnych rolników ekologicznych, a powinniśmy. Dajmy im szansę rozwijać się i uprawiać dla nas nowe gatunki organicznych warzyw i owoców. Bardzo chciałbym aby nowoczesna gastronomia  kładła nacisk nie tylko na smak lecz przede wszystkim na poprawność i prostotę procesu technologicznego, od zakupu towaru do podania klientowi. Procesu, który nie powinien mieć wiele wspólnego z klasycznie pojmowaną obróbką termiczną. Chodzi mi tutaj o unikanie wysokich temperatur tam gdzie nie są one konieczne. Jak wiemy proces gotowania zabija witaminy i enzymy, smażenie generuje szkodliwe dla zdrowia substancje. Oczywiście, że nie należy tutaj popadać w obsesję a jednak, ktoś musi przecierać nowe szlaki. Gastronomia cały czas się zmienia. W Polsce niestety bardzo powoli.
   I jeszcze jedna myśl. Przerośnięte ego szefa kuchni to nic dobrego ani dla jego własnego ani dla naszego zdrowia. Tak wielu źle skończyło. Szanujmy siebie, szanujmy współpracowników, szanujmy konsumentów. Dla szefa kuchni zdrowie klientów powinno być równie ważne jak kształt i smak kreowanych potraw. Dopiero wtedy poświęcenie ma sens. Dobrze kiedy ambicje idą w parze z prawdziwą troską o dobro klienta. Dlatego powinniśmy cały czas rozwijać się, śledzić wyniki badań naukowych, używać nowych technik, by kreować kuchnię prostą, lekką i naturalną czyli zdrową. Prawdopodobnie niewielu klientów polskich restauracji a jeszcze mniej kucharzy zrozumie wszystko o czym tutaj piszę. A jednak wkrótce może to uledz zmianie. Gusta, wiedza i oczekiwania ewoluują. Oby było tak nadal. Niech pożywienie będzie lekarstwem a lekarstwo pożywieniem.
Niebawem wrócę do tego tematu...




czwartek, 14 listopada 2013

Przebudzenie

   Każde złe słowo czy krzywda uczyniona drugiemu człowiekowi przynosi szkodę jednej osobie lub grupie osób. Są to szkody różnego rodzaju. Ludzie połączeni w sieć wzajemnych oddziaływań, wpływają na siebie na wzajem. Złe, wrogie emocje powodują nie tylko konflikty i złe wydarzenia,  ale mogą być również przyczyną chorób. To jak myślimy często warunkuje nasze własne zdrowie ale także zdrowie innych ludzi. Jak to możliwe? Prawdopodobnie myśli mają władzę nad genami. Okazuje się, że człowiek w swej naturze jest bardzo wrażliwy i podatny na różnego rodzaju energie.     Dzisiejsza Polska to codzienny pochód smutnych zombie, tak bardzo osadzonych w swojej zmysłowej hipnozie. Ludzie otumanieni pogonią za pieniądzem nie dostrzegają tego co jest tak na prawdę w życiu ważne. Palacy uwierzyli w to, że życie to zmysłowość, a tymczasem ziemskie życie jest jedynie iluzją, grą, testem. Najpierw wmówiono nam, że posiadanie uczyni nas szczęśliwymi a później, że życie jest walką. Ludzkość nie potrzebuje już żadnej idiotycznej walki o przetrwanie, ludzkości potrzebna jest wdzięczość. Poznaliśmy swoją naturę i świat już w wystarczającym stopniu aby na Ziemii zapanował prawdziwy raj, a jednak cały czas nie rozumiemy najważniejszej prawdy- że sensem życia nie są zmysłowe przyjemności, choć przy pomocy zmysłów możemy komunikować się i tworzyć pozytywne przekazy. Potrzebujemy przebaczenia, pojednania, akceptacji, braterstwa. Wszyscy powinniśmy zrozumieć, że światu potrzebna jest bezwarunkowa miłość. Choć to stwierdzenie brzmi jak banał to obawiam się, że nie ma innej drogi do pokoju na tej planecie i do prawdziwego, pełnego szczęścia jednostki.  Warto odnaleźć w sobie utracone dziecko i pozbyć się tego czego nauczył nas zły świat.
   Ludzie podli i wyrachowani są tak bardzo komiczni. Jest to jednak czarna komedia, która niestety często nosi znamiona filmu grozy. Przeróżne patologiczne formy zachowań, agresja, korupcja, manipulacja, są wyrazem buntu przeciwko niezrozumieniu i brakowi miłości. Nakręca to spiralę nienawiści i obojętności kreując świat w którym niebawem może być trudno wytrzymać.


czwartek, 31 października 2013

Halloweenowa refleksja

  Myśląc o szeroko pojętej moralności możemy dzisiejszą Europę podzielić na dwa główne nurty: niemiecko-anglosaski, pozwalający na zupełną swobodę obyczajową i brak ograniczeń oraz nurt rzymskokatolicki wraz z nurtami pokrewnymi, uczące samokontroli i skromności. Którąkolwiek drogą byśmy poszli, dla każdej osoby, która nie ma problemów ze wzrokiem, oczywistym powinno być zrozumienie prostego faktu, że ten świat został przez tzw. Stwórcę, zaprojektowany i zbudowany idealnie. Być może określenie zbudowany nie jest tutaj zbyt trafne, być może jest trafne. Tak na prawdę nie ma to większego znaczenia. Cokolwiek byśmy mówili o Stwórcy, są to tylko ziemskie słowa, które są jedynie umowne.
  Tak wiec, świat tak doskonale zaprojektowany, funkcjonuje dzisiaj bardzo różnie. Mimo to, jego piękno jest wciąż ogromne, nie koniecznie za sprawą działalności człowieka. A jednak wydaje się, że dobra jest na świecie nadal wiecej niż zła. Nurt rzymskokatolicki w towarzystwie innych nurtów religijnych próbują naprawiać ludzi oraz ratować to co nie zostało jeszcze zupełnie zniszczone przez działalność człowieka. Każdemu, kto nie jest zdecydowany jaką drogą pójść w swoim życiu radzę dużo pokory, wdzięczności i szacunku do świata i do tego co każdego dnia daje mu Bóg. Podejście roszczeniowe i życiowa pazerność dobre są tylko na krótką metę. Być może przynoszą korzyści dla jednostki ale na pewno nie dla ogółu. Jeśli ktoś mimo wszystko wybierze drogę egocentryzmu, to bardzo uprzejmie proszę go o umiar. Ta planeta potrzebuje wiecej braterstwa a mniej bohaterów, pijawek czy tzw. ludzi sukcesu.
                                                       
Happy Halloween

wtorek, 24 września 2013

Slow and raw


Dzień dobry/dobry wieczór.
Z plątaniny myśli utworzyć jakiś sensowny tekst nie jest mi łatwo, a jednak bardzo chcę, zatem próbuję.
  Życie dookoła pędzi co raz szybciej. Ludzie, których spotykamy wywierają wpływ na nas, my wywieramy wpływ na nich. Przy pomocy elektroniki oraz komunikacji tworzymy siatkę wzajemnych oddziaływań.  Jaki jest właściwie sens tego hipnotycznego tańca ludzkości?
  Z mojej perspektywy, człowieka, który zjechał i opłynął świat wzdłuż i wszerz i bywał w najodleglejszych zakątkach tej planety, Ziemia wydaje się być bardzo mała. Możliwość kontaktu z osobami które spotkaliśmy na swojej życiowej drodze  jest dzisiaj prosta i popularna. Muszę przyznać się do tego, że Facebook jest dla mnie codzienną rutyną. Informacje płyną szybko i wszędzie.
    Ostatnio co raz bardziej uświadamiam sobie, że człowiek nie jest stworzony do życia w mieście. Takie środowisko nie jest zgodne z naszą naturą. Mimo, że wśród ludzi, można nadal być samotnym. Nasze relacje są krótkie i szybkie.
Większość z nas czuje się dobrze na wsi, nad morzem czy w lesie. Tam czas płynie wolniej, jest cisza, powietrze ma inny zapach, przyroda cieszy oczy.  Spokojne życie, bez pośpiechu i blisko przyrody co raz bardziej zaczyna mi się podobać.


    Z perspektywy czterdziestolatka, świat zaczyna mnie przerażać. Otwarcie Polski na Europę powoduje kolejne zmiany. Obserwujemy rozwój naszego kraju, otwarte granice powodują przypływ zagranicznego kapitału jak również ludzi. Było do przewidzenia, że to nie tylko my będziemy emigrować zarobkowo ale również oni zaczyną przyjeżdżać do nas nie tylko turystycznie ale także biznesowo. Zagraniczne koncerny próbują nam sprzedać to, co za granicą przestaje się sprzedawać. Nie dajmy się otumanić. Żadnych fast foodów. Slow cooking to lepszy wybór. Zachowajmy otwarty umysł. Im mniej przetworzonej żywności tym lepiej.
  Na co dzień pracuję w gastronomii i nie wszystko potrafię tam zaakceptować. Faktem jest, jak powiedział Maciej Nowak, że polska gastronomia to źródło wyzysku i nadużyć. Po za tym mam świadomość, że moje 20-letnie doświadczenie oraz to, że wykreowałem własny, nowoczesny styl gotowania nic nie znaczą. Za granicą byłem traktowany jako doskonały fachowiec, człowiek od zadań specjalnych. Po przyjeździe do kraju spotkałem się z niezrozumieniem i brakiem szacunku. Co z tego, że głowa, aż pęka mi od pomysłów, jeśli nigdy nie będzie mnie stać na to, żeby w Polsce otworzyć własną restaurację? No chyba, że zdarzy się jakiś cud. Eureka! A gdyby tak krok po kroku w kilku odcinkach opisać cały projekt na blogu? Może znajdzie się ktoś, kto ma podobną do mojej wizję restauracji. To jest myśl.
I jeszcze jedno- nie znoszę reakcji Maillarda. Dla mnie to zło konieczne, chociaż aromat grilla i palonego drzewa jest mi przyjemny. Niech żyją niskie temperatury i surowy fleksitarianizm :-) , sezonowość i bio produkty, jajko ma być jajkiem a kura kurą. Kto dzisiaj zwraca na to uwagę? Ludzie jedzą w biegu, szybko i byle co.
   Zupa krem, pierogi, kotlet schabowy, sernik. Oczywiście, że to wszystko jest smaczne, ale czy zdrowe? Era surowego jedzenia już się zaczęła. Nikt nie udowodni mi tego, że przetworzone termicznie jedzenie jest zdrowsze od surowego, bo takie stwierdzenie jest po prostu nielogiczne. Oczywiście, że skrobię trzeba ugotować i to jest ok, ale robienie soków, koktajli owocowo-warzywnych, sałatek i deserów z surowych i suszonych owoców oraz orzechów na pewno będzie stawało się co raz bardziej popularne.
  Smażenie powoduje powstawanie substancji rakotwórczych, gotowanie zabija witaminy, zmienia strukturę żywności na ciężkostrawną i bezużyteczną, rafinowany cukier jest bardzo szkodliwy. Moja filozofia jest zupełnie inna. Proponuję kompromis między smakiem a zdrowiem. Do słodzenia deserów używam suszonych owoców i miodu, przy obróbce mięsa stosuję niskie temperatury lub tylko marynowanie, podaję dużo surowych owoców i warzyw, dużo kasz, sałat, kiełków i ziół. Jestem wrogiem jakiejkolwiek chemii w kuchni, sól dodaję z umiarem, wcale nie boję się tłuszczu, który też jest nam potrzebny. Zatem łączmy Slow Cooking z Raw Foodem.

   Po 20 latach w  kuchni, mogę powiedzieć, że technicznie, wszystko jest do wykonania, tylko problem w tym, że ja nie wszystko chcę robić. Każdy może przygotować słodziutki Creme Brulee czy suflet ale po co? Trzeba iść do przodu i kreować coś nowego, coś czego jeszcze nikt nie robił, nowe pomysły, nowe smaki, nowa energia, nowe zdrowie, nowa kuchnia.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

To co proste, jest najlepsze.

   Bardzo ciekawa jest możliwość pisania bloga bezpośrednio z urządzeń mobilnych. Korzystając z tej technologii, klikam kilka słów.                   
Kontynuuję moje poszukiwania najzdrowszej diety. Rezultatem tego jest wniosek, że dieta człowieka powinna być zróżnicowana, jednak z przewagą produktów roślinnych. Tzw Fleksitarianizm, to kierunek w którym idzie obecnie Surowy Szef. Odnoszę wrażenie, że gdybyśmy wszyscy jedli więcej surowych owoców i warzyw, a mniej produktów odzwierzęcych,  to na świecie byłoby więcej dobra. Mam na myśli to, że bardzo dużo osób cierpi z powodu chronicznego niedoboru substancji odżywczych a także z powodu nadmiaru toksyn z przetworzonej żywności, które gromadzą się w różnych częściach organizmu zatrówając go. Czysta, prosta żywność to lepszy świat. Myślę, że nie przesadzam. Mając na uwadze to jak ludzie dzisiaj jedzą, można wyciągnąć wniosek, że wiele negatywnych emocji, powodujących różne problemy, jest spowodowanych właśnie złym odżywianiem. Cokolwiek byśmy jedli, czy roślinki czy mięsko, to sposób przygotowania tej żywności ma ogromne znaczenie. Myślę, że im jedzenie mniej przetworzone tym zdrowsze. Jestem wrogiem wszelkich polepszaczy smaku, chemicznych dodatków, konserwantów i tego typu wynalazków. Jeżeli coś smakuje podejżanie dobrze, to z całą pewnością coś chemicznego musiało być dodane w procesie produkcji. Nigdy nie kieruję sie pierwszym  smakiem, ale próbując potrawę czekam chwilę na drugą reakcję moich zmysłów, czyli smak po smaku. Syntetyczna wanilia potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Dziwię się ludziom, którzy zamiast wybierać naturalne przyprawy i świeże zioła, dodają do swojego jedzenia jakieś dziwne słoikowe, butelkowe czy sproszkowane polepszacze smaku. Dawać komuś zarobić kosztem własnego zdrowia? No way!          
 Dziwi mnie fakt, że w kraju względnego dobrobytu jakim jest Polska, ludzie cały czas wydają pieniądze na żywność przetworzoną, że dają się omamić producentom jedzenia czy dodatków w kolorowych opakowaniach. Witarianizm stoi w opozycji do supermarketowej zbiorowej hipnozy. Robiąc zakupy warto głęboko oddychać, to pomaga nie dać się omamić. Namawiam wszystkich do przygotowywania potraw prostych. Jak mawiają kucharze w Wielkiej Brytanii- to co proste jest najlepsze. Młodych kucharzy uczy się tam, jak komponować i przygotowywać potrawy aby nie przesadzić z fantazją, która często może popsuć efekt końcowy. Dobór składników potrawy, ziół i przypraw jest sztuką. Trzeba nauczyć się tego co do czego pasuje, sztuka łączenia smaków i kolorów jest bardzo przyjemna. Trzeba dużo eksperymentować. Za czasów komunizmu w naszym kraju żywność nie była taka jakiej byśmy chcieli, wszystkiego brakowało. Nauczyliśmy się wtedy korzystać z różnych polepszaczy smaku. Dzisiaj kiedy w każdym sklepie dostępne są  świeże zioła, warzywa, owoce, przeróżne przyprawy, mamy w kuchni pole do popisu, możemy eksperymentować do woli.        
      
 Pamiętajmy jednak, że to co proste jest najlepsze.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Trochę surowy szef

    Jest niedziela. Jak co tydzień, przychodzą mi do głowy różne przemyślenia, podsumowuję minione 7 dni i w związku z tym mam chęć na napisanie czegoś choć trochę mądrego.
Kawa, którą próbuję wywołać natchnienie działa jak to sie mówi średnio na jeża, raczej powoduje lekki ból głowy i ciężkość w brzuchu niż pomaga mi się skupić. Co prawda dostrzegam w niej niewielki stopień pomocy w koncentracji umysłu, nie wiem czy bardziej lubię jej smak, aromat czy jestem uzależniony od substancji chemicznych w niej zawartych. Pewnie wszystko po trochu w podobnym stopniu. Pocieszam się tym, że nie należę do osób, które bez kawy nie potrafią zacząć dnia. Wspominam czasy kiedy to pracując w pewnej restauracji zaczynałem dzień od świeżo wyciśniętego soku z z buraka, marchewki i selera naciowego, z dodatkiem jabłka. Efekt był bardzo ciekawy- otwarty umysł i duużo energii. Muszę szybko wrócić do tego porannego rytuału. Szczerze go wszystkim polecam. Kawa to nie jest najlepszy wybór. Myślę, że picie soków warzywno-owocowych może niebawem stać się bardzo popularne w naszym kraju.
Tyle tytułem wstępu.
   Dzisiaj chciałbym kontynuować rozpoczęty ostatnio wątek na temat: czy surowa dieta wegańska to jedyna droga do zdrowia?
Zastanawia mnie fakt, że gastronomia mięsna ma się tak dobrze i że tak intensywnie rozwija się na całym świecie. Jeżeli odżywianie roślinne jest zdrowsze, to dlaczego jeszcze większość ludzi nie przestała jeść mięsa? Myślę, że problem jest bardzo skomplikowany, wiąże się ściśle z naszymi emocjami. Można by zadać pytanie dlaczego ludzie nadal są tak różni, podzieleni, mają różne poglądy religijne, polityczne itd, jeżeli jedne poglądy są teoretycznie lepsze on innych? Każdy wierzy w to w co chce wierzyć. Dobrze, że mamy tzw. demokrację.
Okazuje się, że świat emocji i myśli ma większy wpływ na nasze życie niż dotychczas sądziliśmy. Co raz częściej mówi się o tym, że umysł ma wpływ na materię. Tak więc warto być bardzo ostrożnym o czym i jak myślimy. Pole do popisu mają tutaj różnego rodzaju manipulatorzy i szarlatani, którzy próbują kontrolować nasze życie i wpływać na nasze zachowanie, w różny sposób wmawiając nam, że to czy tamto jest dla nas lepsze i że to właśnie tak powinniśmy żyć. Nie dajmy się zwariować.
   Tak więc w Wielkiej Brytanii i innych krajach szefowie kuchni rozwijają gastronomiczny biznes mięsny, szkolą kolejne młode kucharskie rodzime i emigracyjne talenty, oznajmiając nam, że kryzys właśnie się kończy. Kucharze przygotowują się do kolejnego ataku na konsumentów przy pomocy eko gastronomii.Testują nowe techniki i obiecują wszem i wobec, że w ich kuchni używa się wyłącznie zdrowych produktów. Wielu kucharzy wie, że nie tylko produkty są ważne ale sposób gotowania tak samo. Tak więc smażenie zastępują pieczeniem i techniką sous vide, cukier miodem, białą mąkę tą z pełnego przemiału, olej słonecznikowy oliwą z oliwek. Czy to coś pomaga, można by dyskutować.
To, że witaminy zawarte w warzywach i owocach giną w temperaturze 42'C, nie ma dla wielu kucharzy żadnego znaczenia. Wielu z nich prawdopodobnie nawet o tym nie wie. Dla nich najważniejsze jest to, aby popracować z najlepszym szefem kuchni, którego nazwisko będzie można sobie później napisać na CV.
  Tak więc rola kucharzy sprowadza się nadal do cieszenia zmysłów. Dzięki temu lekarze i farmaceuci mogą nadal świetnie współpracować w kwestii tzw. leczenia pacjentów.
Nie popadajmy w czarno-widzenie. Przecież inna jest rola restauracji a inna gabinetu lekarskiego. Oczywiście, że doświadczenia zmysłowe są bardzo nam potrzebne i one też mogą mieć wpływ na poprawę naszego samopoczucia a nawet zdrowia. Wizyta w restauracji słynnego szefa kuchni to dla wielu jedno na całe życie doświadczenie, które zapada w pamięć i powoduje nieziemskie wręcz emocje i wspomnienia.
Czy zatem ilość restauracji z gwiazdkami Michelina w danym kraju, świadczy o wyższym poziomie kultury obywateli, czy jest to jedynie wyraz poziomu rozpasania danego narodu? Czy od francuzów i anglików powinniśmy uczyć się jak gotować, czy raczej mamy iść własną drogą, przyjmując jedynie niektóre uniwersalne dla wszystkich kucharzy techniki? Oczywiście, że warto zacząć od używania rodzimych produktów, ale jeżeli standardy światowe są dla nas ważne, to nigdy nie będziemy gotować zdrowo a jedynie zmysłowo. Co mam na myśli?
To, że w mojej opinii światowe standardy są nie do końca dobre dla nas wszystkich.
   Oto Surowy Szef po przygodzie z kuchnią witariańską, schodzi nieco z obranej drogi i wraca do obróbki termicznej. Doświadczenia zdobyte w międzyczasie, będą jednak dla mnie bardzo ważne, prawdopodobnie w dużym stopniu wpłyną na mój styl gotowania. Może warto zmienić pseudonim artystyczny  na Trochę Surowy Szef? Sprawa dotyczy weganizmu oraz skrobi. Moje poglądy na temat spożywania mięsa wyraziłem już w poprzednim wpisie. Rola kasz bezglutenowych oraz ziemniaków w naszej diecie jest dla mnie ważna, dopuszczam te produkty i uważam je za bardzo przydatne, chociaż nie powinniśmy opierać się tylko na skrobi. Nadal jestem wielkim fanem cukrów owocowych. Chciałbym powiedzieć w tym miejscu, że wiele osób nie wie jak prawidłowo ugotować kaszę czy ziemniaki. Polecam sposób gotowania kaszy gryczanej, wprawdzie nie dokładnie taki sam jak robi się to z kuskusem, czyli przez zalanie gorącą wodą i odstawienie, ale podobny.  Wypłukaną surową kaszę zalewam wrzątkiem, dodaję łyżkę oleju rzepakowego i ząbek czosnku w całości, przykrywam pokrywką i gotuję na małym ogniu 10 min. Szczelnie przykrytą kaszę odstawiam na ok 15 min. W tym czasie nie wolno kaszy odkrywać. Ten proces zupełnie wystarcza.
Właśnie w ten sposób przygotowałem kaszę z filmu, który załączam.
Warzywa, które dodałem to: cebula, bakłażan, cukinia, papryka, pomidor.
Cebulę lekko przesmażyłem na oleju rzepakowym, następnie dodałem bakłażana. Tak na prawdę to na tym można by skończyć, mieszając wszystkie pozostałe składniki z kaszą. Cebula miała dodać aromatu, bakłażana przesmażyłem ponieważ nie zaleca się go jeść na surowo. Po tym dodałem, cukinię i świeżą paprykę i to wszystko krótko poddusiłem.  Kiedy kasza była gotowa, wymieszałem ją z warzywami i przyprawiłem solą morską i białym pieprzem. Na końcu dodałem sporo masła i całość wymieszałem.
Zatem to danie, wprawdzie zawiera sporo składników ale jest kompromisem między gotowaniem dla zmysłów i dla zdrowia.
Widoczna na filmie posypka to jakże zdrowe zmielone siemię lniane wymieszane z posiekaną natką pietruszki. Jak wiemy siemienia lnianego nie należy podgrzewać, gdyż straci swoje prozdrowotne właściwości w postaci kwasów Omega 3.
Całość przydekorowałem pomidorkami cherry. Myślę, że tak przygotowana kasza, jest nadal pełna witamin.
   Tak więc można gotować smacznie i jednocześnie zdrowo, trzeba jednak trochę poćwiczyć i trzymać się kilku reguł.
Moja podstawowa zasada to: nie gotować niczego, co nie wymaga gotowania. Czasami  jednak delikatnie duszę warzywa, czasami generuję smak, czyli krótko podsmażam na gorącej patelni z niewielką ilością oleju rzepakowego, kładąc małą ilość warzyw na raz. Myślę, że w  twardawych warzywach zostaje wiele witamin i enzymów.
Z mojego doświadczenia wynika, że dbając o zdrowie nie wystarczy jedynie jeść dużo surowych owoców i warzyw. Ważny jest również higieniczny tryb życia, czyli regularne posiłki, to aby nie jeść przed snem, umiarkowanie w jedzeniu, dokładne gryzienie, odpowiednie proporcje różnych składników diety, czyli np. owoców do produktów odzwierzęcych, unikanie łączenia skrobi z mięsem, unikanie rafinowanego cukru, alkoholu, kofeiny i glutenu.
Należy pamiętać, że jedzenie powinno być przygotowywane bezpośrednio przed spożyciem. Przechowywanie ugotowanej żywności powoduje  powstawanie w niej substancji rakotwórczych.
To tyle na dzisiaj. Czas na jogging. Człowiek siedzi i siedzi, a dupsko rośnie...











czwartek, 8 sierpnia 2013

Tarta egzotyczna

Jako, że mam dzisiaj chwilę wolnego czasu :-), postanowiłem napisać dla moich rodaków przepis na prosty ale smaczny i zdrowy deser. Jest to ciasto bezglutenowe, zrobione bez cukru i bez obróbki termicznej, zatem pełne witamin. Naturalna słodycz pochodzi z owoców, zawarte tłuszcze z orzechów włoskich i kokosa są dla nas bardzo przydatne, oczywiście o ile nie są spożywane w zbyt dużych ilościach.
Oto tarta, którą nazwałem egzotyczną, a to dlatego, że zawiera banany, daktyle, wiórki kokosowe, czyli produkty absolutnie w Polsce nielokalne.


Składniki:
400g orzechów włoskich
1 kokos- potrzeba 300g miąższu lub tyle samo wiórków kokosowych
400 g daktyli suszonych(najlepiej organiczne, bez konserwantów)
6 dużych bananów
1 laska wanilii
szczypta soli morskiej

Spód: 
Daktyle pokrój nożem na kawałki.
Kokosa rozbij, miąższ zetrzyj na tarce o drobnych oczkach.
W blenderze kuchennym z ostrzem w kształcie litery S, zmiksuj orzechy(nie za długo). Dodaj wiórki kokosowe(odłóż trochę do posypania ciasta ), 150 g pokrojonych daktyli, oraz szczyptę soli. Całość krótko zmiksuj. Jeśli chcesz aby twój spód był zbity, to miksuj dłużej, a jeśli chcesz aby był kruchy, imitujący kruche ciasto, to nie miksuj zbyt długo.
Puree:
Pozostałe daktyle zmiksuj dobrym blenderem ręcznym, dodając jednego banana i miąższ z laski wanilii.
Nadzienie bananowe:
Banany pokrój na grube kawałki.

Na spód metalowej  foremki do tarty, wyłóż masę orzechową. Palcami  uformuj spód tarty.
Wykładaj kawałki bananów, jeden przy drugim, tak aby nie było między nimi przerw.
Przy pomocy szpatułki kuchennej, na bananach rozsmaruj puree daktylowe.
Całość posyp wiórkami kokosowymi i wstaw do zamrażarki na 2 godziny.
Kiedy ciasto stężeje, pokrój je na 10-12 kawałków.



Smacznego!





środa, 31 lipca 2013

Czasami piszę smutne wiersze.




Noc w rzeźni

Leżący w ciemności jestem pełen samotności,
noc przypomina mi o śmierci, noc przypomina mi o miłości.
Znów widzę ciała krów zwisające na srebrnych hakach.

Leżący  w ciemności jestem pełen samotności.

Chciałbym coś pożreć by o wszystkim zapomnieć,
by już nie myśleć, by znowu poczuć się dobrze.

Leżący w ciemności jestem pełen samotności.

Cierpienie krów boli mnie bardziej niż cierpienie ludzi.
Jednego dnia krowy się zbuntują, wyjdą na ulice, wszystko nam popsują. 
Poziom ich bólu przewyższy ograniczenia mózgów,
przestaną jeść chemiczną paszę i zniszczą nasz ustrój. 
One będą uciekać po kolei, taką historię będziemy mieli.

Ludzie chcą mięsa, wina i igrzysk,
wywoływać wojny, gwałcić i niszczyć.

Jestem samotną, czekającą na rzeź krową.



Requiem dla umierającej planety

Napisać coś mądrego o świecie, o życiu, 
gdy mądrości brak, gdy tylko pustka już w głowie istnieje.

Mózg wyprany z resztek rozsądku, 
dusza wysuszona jak grzyby jesienią, zwisa na sznurku bez sensu.
Coś jednak napisać by się dało,
gdyby nie ból, wewnętrzne cierpienie,
że jutro znowu walka z wiatrakami, 
walka o sens istnienia. 
Zegar wciąż tyka, odlicza godziny do końca świata. 
Dziś znowu mówili, że to już niedługo.
Skończy się wreszcie odwieczne cierpienie ludzkości, rasy, 

którą przez kaprys Boga,
zamknięto w formie tak doskonałej,
a jednocześnie tak złej. Rasy,
która sama chce być Bogiem,
dlatego buduje, potem niszczy, potem pożera,
potem gwałci, potem cierpi... by znowu zacząć 
cały ten proces od początku  i tak w kółko.
Elektroniczna ekstaza, by nie myśleć o śmierci,
chęć bycia wielkim i wiecznym. 
Cybernetyczny raj. 
Ziemianie! Narodzie wybrany,
jedyna nadziejo wszechświata. 
Szykuj się do walki, oni są już blisko.
Gwiezdne Wojny,
apokalipsa,
zagłada, 
apogeum nienawiści. 

Requiem dla umierającej planety.


21 maja 2011

Nowy dzień, poranek,
końca świata znowu nie było.
To jeszcze nie teraz, jeszcze 5 miesięcy, albo 5 lat, albo 5 wieków... 
Jeszcze mamy czas by budować i niszczyć, albo by zacząć znowu żyć,
by znowu być sobą- człowiekiem a nie Bogiem.

Elektroniczny świat,
technologiczny raj, 
cyber ekstaza,
telewizyjny szał.

Wiadomość dnia: Kobieta pokochała robota, robot pokochał kobietę.

Komórkowy przekaz miłości, uczucie zamknięte w tranzystorze, 
procesor fal mózgowych.
Oto dusza podpięta do sieci, 
klonowanie myśli w cyfrowej probówce,
zombie z przerostem masy mięśniowej, 
elektroniczna zbiorowa hipnoza,
nowa cywilizacja,
jedna myśl, jeden kierunek, jeden cel, 
nowy ustrój, nowa religia, nowa Ziemia.

Panie i Panowie! Przed Wami planeta nowej generacji. 
Podepnij się do systemu, wyłącz dawne myślenie.
Bóg odszedł a my wciąż jesteśmy. 

A teraz Super Mega Hit- nowy produkt: elektroniczna stymulacja mózgu, 

możliwość wyłączania sumienia. 
Tego nam było trzeba! 
Wreszcie na prawdę wolni...



S.S.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Peace and love


Witam po długiej przerwie. Dawno tutaj nie byłem. Dużo się w tym czasie wydarzyło, dużo się zmieniło, powstało także wiele nowych pytań. Alani podsumowała swoje 3 lata na diecie witariańskiej, to może w skrócie i ja zrobię to samo, podsumuję moje 2 lata na wysokowęglowodanowej, niskotłuszczowej i niskobiałkowej  diecie surowej wegańskiej. Moja dieta nie była surowa w 100%, jadłem  gotowane kasze i ziemniaki.  Bogaty w doświadczenia zmuszony jestem zrobić moje podsumowanie w skrócie czyli zwięźle i na temat, postanowiłem, że ograniczę dość typowe dla mnie lanie wody na rzecz konkretów. Doszedłem do wniosku, że lepiej powiedzieć mało, ale  z sensem, niż dużo ale nie do końca treściwie. Uświadomiłem sobie, że żaden ze mnie autorytet i że odtąd będę na każdym kroku powtarzał, iż moim celem jest jedynie analizowanie różnych diet oraz namawianie ludzi do tego aby jedli więcej surowych roślin a nie przekonywanie do 100% surowej diety wegańskiej. Osobiście podświadomie wyczuwam bardzo dziwne wibracje wokół ruchu Raw Food. Obym się mylił. Bez wątpienia dieta surowa roślinna jest lecznicza, ale w mojej opinii po okresie oczyszczenia organizmu z nagromadzonych toksyn, przychodzi czas na aktywną egzystencję czyli życie kreatywne i bogate w różnego rodzaju spontaniczne, jak również zaplanowane, zdecydowane działania.
Z moich obserwacji wynika, że tego rodzaju dieta powoduje pewnego rodzaju wyjałowienie emocjonalne, rodzaj tumiwisizmu. Nie do końca jestem przekonany do tego czy surowa dieta wegańska bez suplementacji m.in. witamin B12 i D jest do końca bezpieczna jeśli chodzi o pracę systemu nerwowego i mózgu. Link do filmu wyjaśniającego to o czym mówię zamieszczam na końcu tego wpisu.
   Los człowieka składa się z różnych etapów. Myślę, że nie można wychodzić z założenia że bez względu na rolę jaką obecnie gramy w życiu odpowiednia dla nas jest ta sama dieta. W ciągu roku warto być raz na jakiś czas na jakiejkolwiek diecie oczyszczającej, ale przez cały rok? To byłaby niepotrzebna przesada. Warto raczej skupić się na samodoskonaleniu w sprawach duchowych, modlitwie, medytacji czy dla osób, które tego nie lubią po prostu na rozwijaniu pozytywnych relacji z innymi ludzmi.
    Wielu specjalistów od dietetyki, potwierdza, że na surowo i roślinnie,  szczególnie w polskich warunkach nie da się zachować pełni zdrowia fizycznego i psychicznego. Ktokolwiek będzie mnie przekonywał, że weganie mają mniejsze zapotrzebowanie na minerały i witaminy i że organizm sam wyprodukuje w jelitach to czego mu nie dostarczymy w pożywieniu, spotka się z moim serdecznym Good Luck. Osobiście nie będę się więcej wystawiał na tego typu eksperyment. Początkowo na diecie surowej wegańskiej, moje samopoczucie było doskonałe, pozbyłem się wielu dolegliwości, stopniowo jednak czegoś zaczęło mi brakować. Z całą pewnością nie były to kalorie. Obecnie skłaniam się raczej ku temu czego uczy Dr Ewa Dąbrowska, niż ku filozofii  weterana surowej diety Dana McDonalda z You Tube czy Dr. Grahama od diety 80/10/10. Nie ma jak swojskie klimaty i lokalny patriotyzm. O ile niedobory witamin czy minerałów nie prowadzą od razu do śmierci, to w mojej opinii jakość naszego życia może się pogorszyć. Coś zyskujemy a jednocześnie coś tracimy. Tak więc każdy sam powinien odpowiedzieć sobie na pytanie: co jest dla człowieka bardziej naturalne, zjedzenie kawałka mięsa czy łykanie tabletek. Warto zastanowić się nad tym, czy to mądre odmawiać zaproszenia do stołu od samego Boga, jakkolwiek byśmy go sobie wyobrażali. On jako gospodarz ustalił Menu, a my będący jego gośćmi chcemy je zmieniać? Odpowiesz mu: sorry, nie mogę zjeść tej ryby, jestem weganem? Może mu być przykro, nie sądzisz? Szersze wyjaśnienie tego o czym tutaj mówię znajduje się w tekście do którego link zamieszczam na dole tego wpisu. Jest to kilka słów o patronie ekologów Św. Franciszku z Asyżu.
   Dla tych, którzy  w poszukiwaniu kwasów Omega 3 wybierają mielone siemię lniane zamiast ryb obiecuję, że zamieszczę wkrótce na blogu moje  pomysły na potrawy z siemieniem lnianym.
   W mojej opinii nie ma żadnej różnicy między mięsem zwierząt lądowych, ryb, serem  czy jajkami kur.Zatem podział wegetarian na owo czy lakto jest zwykłą hipokryzją lub niewiedzą. Ograniczenie spożycia produktów odzwierzęcych ma dla mnie sens, określanie się mianem lakto czy owo- nie. Wszystko to ten sam, przeklinany przez wegetarian przemysł mięsny. Tak więc decyzja o jedzeniu tylko niektórych z tych produktów jest po prostu decyzją o jedzeniu zwierząt.
  Może warto zdecydować się na to, że będziemy jedli tylko to, co pochodzi z ferm ekologicznych, gdzie zwierzęta są traktowane dobrze? W ten sposób wspieramy małe ekologiczne gospodarstwa. Na moim etapie właśnie ku temu się skłaniam. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że można żyć na 100% surowo po wegańsku, tylko zadajmy sobie najpierw pytania: po co i z jakiego powodu? Jeżeli chodzi nam o bunt przeciwko światu, panującej w nim niesprawiedliwości, agresji i konsumpcjonizmowi to życie w zgodzie z ekologią zdecydowanie wystarczy. Popadanie w skrajność staję się dla wielu pułapką a nie wyzwoleniem.
Z całą pewnością jednak wszyscy powinniśmy mieć na uwadze los zwierząt, powinniśmy dużo o tym mówić, wspierać kontrolowanie  hodowli  i połowów.
   Zatem podsumowuję: witarianizm- tak, surowy weganizm- nie, dieta paleo- nie. Jakie  proporcje i zasady zdrowej, zgodnej z ludzką naturą diety, Surowy Szef uznaje teraz za najlepsze? Tego jeszcze do końca nie wiem. Najbliższy czas pokaże.
   Ktoś powiedział: Peace, Love and Raw Food. A ja Wam mówię- najważniejsza jest Love.
Wszystko co na tym blogu dotychczas napisałem było zgodne z ówczesnymi moimi poglądami, które jak widać, obecnie ewoluują w kierunku, który po mału zaczyna się klarować.
   Tak czy inaczej bez względu na to w jakim kierunku pójdę z moją dietą, surowe desery z owoców i orzechów już zawsze będę uwielbiał :-)


Zamieszczam link do ciekawego filmu o niedoborach substancji odżywczych przy diecie wegańskiej:
http://www.youtube.com/watch?v=q7KeRwdIH04

a także trochę informacji o Św. Franciszku z Asyżu, patronie ekologów:
http://www.swietostworzenia.pl/2-aktualne/365-swiat-wedlug-sw-franciszka









sobota, 27 kwietnia 2013

Dr. Jekyll and Mr. Hyde

    Aby przedstawić mój dzisiejszy stan umysłu, użyję porównania do bohatera  książki  szkockiego autora Roberta Louisa Stevensona, pt. Dr. Jekyll and Mr. Hyde. W mojej głowie raz jestem spokojnym szefem wegańskim a  raz demonicznym szefem kuchni, gotującym ciała zabitych zwierząt.
Choć grillowaniem steków i smażeniem ryb, nie zajmuję się już od 2 lat, to cały czas pamięć kusi mnie wspomnieniami smaków i aromatów z mojej pracy w przeszłości. Smak może dawać dobre emocje, dobre emocje mogą natomiast wpływać na ciało. Wszyscy przecież lubimy biesiadować.
   Jakie emocje powstają zetem w czasie spożywania smażonej ryby? Wcale nie musi to być akt terroru. Wszystko zależy od punktu widzenia oraz od technicznego wykonania całego procesu- od zabicia ryby po konsumpcję. Dzisiaj bardziej skłaniam się do propagowania tzw. fleksitarainizmu, czyli częściowego wegetarianizmu, niż do namawiania ludzi do całkowitej rezygnacji z produktów odzwierzęcych. Jednocześnie chcę bronić praw zwierząt i sprzeciwiam się fermom przemysłowym. Przetwórstwo żywności jest złem. Stosowanie chemii w uprawach roślin i hodowli zwierząt jest złem. Należy z tym walczyć i rozwijać małe ekologiczne fermy, tak jak dzieje się to w Wielkiej Brytanii. Ekologiczne jedzenie jest tam w modzie. Restauracje używają produktów sezonowych i lokalnych co ma również wpływ na ograniczenie transportu czyli ekologię  a także wspiera lokalnych rolników.
    Ludzie często zadają mi dzisiaj pytanie- jak to się stało, że odrzuciłem karierę kreatywnego nowoczesnego kucharza i zacząłem mielić i ścierać owoce i warzywa? Wyjaśnienie tego procesu wcale nie jest takie proste. Złożyło się na to wiele wydarzeń i okoliczności. Po pierwsze mielenie i ścieranie owoców i warzyw, zawsze sprawiało mi przyjemność i było to często powodem do zadowolenia moich bossów, którzy zadawali mi tego typu prace. Dobry szef kuchni musi dostrzegać talent poszczególnych kucharzy do przygotowywania określonych potraw i tak kierować ich do zadań w których najlepiej się sprawdzają. Zawsze kiedy trzeba było przygotować coś wegetariańskiego czy wegańskiego Oli był wzywany. Potrawy bezmięsne zawsze były moją pasją.
    Jeden z moich bossów w hotelu w walijskich górach nazwał kiedyś moje dania psychodelicznymi, ze względu na intensywność kolorów. Chodziło wtedy o kolor buraków i szpinaku. Warzywa te zawsze traktowałem z należną im delikatnością, po to aby zachowały swój naturalny smak, zawarte w nich substancje odżywcze oraz piękny kolor. Dla starszych kucharzy, przyzwyczajonych do rozgotowywania warzyw było to dość szokujące. Faktem jest, że konsumenci w Wielkiej Brytanii często proszą o warzywa rozgotowane. Tak więc robione przez angielskich kucharzy, zawierające chlorofil zupy, zamiast być zielone były, jak ja to mówię brązowe. Czasami zastanawiałem się nad tym, czy nie jest to kwestia postrzegania kolorów. Dla mnie zielony kolor był tak piękny, że instynktownie wyłączałem palnik w momencie kiedy kolor zaczynał zanikać.
   Na zmianę kierunku moich zainteresowań kulinarnych, miała z całą pewnością wpływ śmierć mojej babci, która zmarła na raka jelita grubego. To wydarzenie dało mi do myślenia i kazało eksperymentować ze zdrową kuchnią. Babcia musiała być prawdopodobnie wrażliwa na jakiś składnik pokarmowy. Dodam, że babcia uprawiała własne warzywa bez użycia chemii, spożywała mleko prosto od krowy, żyła na wsi,
a mimo to zmarła na raka.
   Co jeszcze miało wpływ na zmianę moich kulinarnych zainteresowań? Na mojej drodze spotkałem chorego na raka angielskiego kucharza, po dwóch operacjach, a także pomoc kuchenną Ann- wegetariankę, która mając 70 lat nadal co niedzielę pomagała nam w  kuchni. Pamiętam, że Ann zawsze  opowiadała mi o maratonach, które biegała, górskich wędrówkach i o wakacjach w Tybecie, który tak bardzo mnie fascynował.
     Kiedy po pracy wracałem pieszo do mojego wiejskiego domku, pasące się na łące piękne walijskie owce, odwaracały głowy w moją stronę, zdawały się dawać mi do zrozumienia, że wiedzą iż zajmuję się  smażeniem ich pobratyńców. Kiedy podchodziłem do nich zbyt blisko, pokornie wstawały i oddalały się spłoszone. To co wtedy czułem nie miało wiele wspólnego z poczuciem winy, ale bardziej z rodzajem sympatii do tych stworzeń i całej przyrody, było fascynacją jaką czułem od zawsze. Mój talent do tworzenia co raz to nowych rolad, pasztetów, terin, makaronów, sałatek, itd. itd. z ryb czy dziczyzny, nie był nienawiścią do zwierząt, lecz hołdem złożonym naturze, chęcią dawania ludziom radości poprzez smakowe doznania. Tak więc zmiana kierunku moich zainteresowań na kuchnię wegańską była spowodowana poczuciem misji, że ktoś musi rozwijać ten gorący temat, o którym zaczynało się wtedy mówić w mediach co raz więcej. Planeta tego potrzebowała.
    Dzisiaj każda godzina 12 i każda godzina 18 to pory kiedy przypominają mi się dni spędzone w kuchniach Wielkiej Brytanii. To tam doskonaliłem swój kunszt kulinarny. Przed godziną 12 i 18 przygotowywałem swój tzw. Mis en place, czyli pokrojone, wymieszane i ugotowane półprodukty potrzebne na mojej sekcji do przeprowadzenia serwisu popołudniowego oraz wieczornego. W profesjonalnych kuchniach istnieje podział  na sekcje, w zależności od wielkości kuchni tych sekcji może być od kilku do kilkudziesięciu, np: przystawki, dania główne, desery, dania główne- ryby, makarony, sosy, kuchnia zimna. 
   Przypomina mi się czas kiedy na statkach kampanii Princess Cruises zaczynałem swoją karierę jako mało doświadczony kucharz z Polski. Kiedy trafiłem do grupy treningowej, na szkoleniu dla kucharzy okrętowych byłem jedynym Polakiem w grupie 15 szefów, przeważali tam Włosi. Pamiętam, że już wtedy interesowałem się dietetyką i już wtedy podczas przerwy na lunch wybierałem jogurt bez cukru zamiast tego dosładzanago. Pamiętam, że ciężko było mi się oprzeć wypiekom włoskich cukierników, często podkradałem im dopiero co wyjęte z pieca czekoladowe muffiny. Nigdy nie zapomnę smaku oryginalnej włoskiej kuchni, tak samo jak nigdy nie zapomnę szoku, jakiego doznałem pierwszy raz serwując różne potrawy dla amerykańskich pasażerów. Co mnie tak bardzo szokowało? Otóż mam na myśli otyłość Amerykanów. Duża część tych ludzi miała problem z poruszaniem. Często trudno było określić płeć osoby. Oto stan do jakiego doprowadził Amerykanów konsumpcjonizm. Pamiętam, że wielu z nich prosiło o desery bez cukru, naiwnie wierząc, że te z dodatkiem słodzików są zdrowsze.
Kto nie był nigdy w Ameryce, ten nie zrozumie, jak poważnym problemem jest tam otyłość oraz związane z nią choroby.
   Tak więc trafiło na mnie. Obarczony dietetyczną obsesją, kontynuuję poszukiwanie magicznej formuły na zdrowie i na zdrową ale jednocześnie atrakcyjną wizualnie i smakowo kuchnię. Nie mam pojęcia dokąd zaprowadzi mnie ta droga, choć mam wrażenie, że jestem już bliski celu.
Kiedy ktoś pyta mnie czy jestem wegetarianinem czy weganinem, nie jestem w stanie jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Najbardziej jednak pasuje do mnie określenie witarianin, bo unikam obróbki termicznej. Nie chcę jednak odrzucić zupełnie produktów odzwierzęcych. Jak na razie nie widzę powodu dla którego miałbym na zawsze ograniczać swoją dietę do samych roślin.
Nie chce w tym miejscu tłumaczyć mojego punktu widzenia. Po prostu jako katolik, zawierzam  Jezusowi. Moje dogmaty wiary nie mówią nic o konieczności bycia wegetarianinem. Jednocześnie staram się także ufać nauce, i zbieram informacje na temat szkodliwości produktów odzwierzęcych, typu pasteryzowane mleko krowie czy smażony tłuszcz zwierzęcy. Myślę, że w znalezieniu prawdy konieczne jest dobre serce i szczere intencje. Nie mogę kierować się ani chęcią osobistego zysku, ani emocjami, a jedynie szkiełkiem i okiem. Chciałbym w ty miejscu wspomnieć o słynnej terapii Gersona, która tak wiele osób wyleczyła z raka. Jak wiemy ta terapia oparta w większości na produktach roślinnych, nie jest jednak w 100% wegańska.
   Totalny galimatias informacji jaki panuje w internecie na temat  zalet i wad diety roślinnej, to poważny problem. Nie ma wyjścia. Musze nadal szukać prawdy skłaniając się jednak ku pierwotnej surowości, czyli unikaniu wysokich temperatur i szkodliwego przetwarzania żywności. Ukłon w kierunku techniki Sous Vide -próżniowa metoda długiego gotowania potraw w szczelnie zamkniętych workach plastikowych, umieszczonych w gorącej wodzie.
 Czas na eko gastronomię. Już widzę te kieliszki z sokiem marchwiowym podawanym przed mięsną kolacją w tradycyjnych francuskich restauracjach. Utopia? Nie, to przyszłość. Styl raw food z całą pewnością wpłynie również na klasyczną gastronomię, przekazując techniki o które będą pytali zainteresowani zdrowiem konsumenci.
   Przypomina mi się kuchnia w jednej z walijskich restauracji w której pracowałem. Któregoś dnia szef Wayne, przyniósł do kuchni sokowirówkę. Wayne, który był kapitanem walijskiej drużyny narodowej kucharzy, interesował się różnymi nowoczesnymi technikami gastronomicznymi. Do dziś nie wiem co miał na myśli, przynosząc sokowirówkę, która szybko trafiła na półkę z nieużywanym sprzętem i nigdy nie była przez nas wykorzystywana. Wayne, nigdy nie wprowadził jej do kuchennej produkcji. Nadal grillowaliśmy i smażyliśmy mięso i warzywa, dodając tony masła.
Tak, kilka szklanek soku warzywnego czy sałatka owocowa na śniadanie, to było to czego wszyscy wtedy potrzebowaliśmy, aby poczuć przypływ energii przed długim dniem pracy w kuchni. Zalegający mięsny posiłek z dnia poprzedniego, aż prosił się o przepłukanie jelit kwasami owocowymi i chlorofilem. Niestety angielskie śniadanie, tradycyjnie składało się z tosta z masłem, słonego pieczonego boczku, kaszanki, kiełbaski wieprzowej, krokieta ziemniaczanego, fasolki w pomidorach i smażonego jajka, wszystko popijane słodką kawą. Dodatkiem warzywnym był jedynie pieczony pomidor. Niezła mieszanka, prawda? Wydałem tysiące takich śniadań, pamiętam ociężałość po spożyciu takiego posiłku. Nieświadomi konsumenci, nie zdają sobie sprawy z tego, że taki stan nie jest konieczny.
   Jak zatem stworzyć restauracyjny styl gotowania, który byłby smaczny a jednocześnie zdrowy, czyli bez efektu ubocznego w postaci substancji rakotwórczych? Czy warto ryzykować utratę zdrowia, zajadając się czekoladowymi muffinami o dużej zawartości cukru i białej mąki, czy bagietką z kawałkiem tłustego sera?
Są osoby, które potrafią jeść całe życie przetworzoną żywność i nie chorować. Niestety osób o tak silnej genetyce jest niewiele. Większości z nas nie było dane takie dziedzictwo genetyczne.
Idę zatem nadal moją drogą, ku tworzeniu kuchni nie tylko smacznej, ale i maksymalnie zdrowej.
    Wiem, że w Wielkiej Brytanii są bio pstrągi i bio jajka, restauracje same uprawiają warzywa i zioła, bez użycia chemii, ale czy to jest to czego szukam? Widziałem to, brałem w tym udział, byłem tym zachwycony. Pracowałem w miejscach gdzie kury chodziły zupełnie wolne po łące otaczającej restaurację. Czy obróbka organicznego mięsa w niskich temperaturach to jest to co chcę znowu robić? Nie potępiam tych którzy się tym zajmują, slow cooking jest w modzie i na pewno ma sens, jako poszukiwanie zdrowszej kuchni. Niech każdy robi to co każe mu wewnętrzny głos.
Czego zatem nauczyła mnie przygoda z surowa dietą?
Zrozumiałem, że:
*można żyć bez gotowania i dzięki temu być zdrowszym niż na standardowej diecie
*posiłek złożony tylko i wyłącznie z surowych owoców i warzyw może być nie tylko pełnowartościowy, ale i zdrowszy od klasycznego a nawet leczniczy
*życie bez cukru jest zdrowsze
*życie bez glutenu jest zdrowsze
*życie bez pasteryzowanego mleka krowiego jest zdrowsze
*wybieranie owoców i warzyw organicznych ma ogromne znaczenie dla zdrowia
*ekologia ma ogromny sens
*detox jest bardzo przydatny
*mięsa nie musimy spożywać ani w każdym posiłku  ani nawet codziennie aby zapewnić sobie zdrowie
*gotowanie gotowaniu nierówne, czyli to jak i co gotujemy a później jemy ma wpływ na nasze ciało
*można żyć bez alkoholu
*przypływ energii po spożyciu mięsa nie koniecznie jest związany z zawartością białka, ale ma związek z zawartymi w mięsie substancjami pobudzającymi czy najzwyczajniej z satysfakcją smakową- przyprawy i wysoka temperatura generują smak
*można jeść mięso i nadal nazywać się witarianinem
*można jeść mięso i jednocześnie być dobrym człowiekiem
*niejedzenie mięsa nie czyni nikogo lepszym od innych ani nie oczyszcza człowieka z win
*porcja mięsa nie musi być duża aby odżywić komórki, wiele osób je za duże porcje
Czy zatem Surowy Szef pozostanie wegański? Czas pokaże, ale wszystko wskazuje na to, że moje poglądy ulegają transformacji w kierunku dopuszczenia spożywania produktów odzwierzęcych. Nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o witaminę B12 i D.
   Czy gastronomia surowa wegańska w USA jest jedynie rodzajem buntu przeciwko prześladowaniu zwierząt i konsumpcjonizmowi , czy jest jednocześnie, zamierzonym, w pełni przemyślanym działaniem, podyktowanym również wiarą w sukces finansowy? Oczywiście, że  bez wiary w osiągnięcie dobrego zarobku, nie ma sensu czegokolwiek robić, ale czy taki sukces jest możliwy w Polsce?
Czy 100% surowa restauracja wegańska ma sens? a może to jest właśnie szansa na zarobienie pieniędzy w zatrutym społeczeństwie. Prawdopodobnie tego typu biznes może się okazać bardzo lukratywny również w naszym kraju. Dlaczego zatem polscy restauratorzy nie decydują się na tego typu działalność? Restauratorzy wiedzą, że nie łatwo jest zmienić przyzwyczajenia konsumentów i sprzedać coś co dla nich jest obce i kolczaste. To prawda, zadanie nie jest proste.
Podstawą jest dobry pomysł a następnie konsekwencja w działaniu, tak samo jak z każdą inną restauracją.
   Założeniem takiego miejsca, powinno być uświadamianie ludziom, że posiłek składający się wyłącznie z surowych owoców i warzyw może być pełnowartościowy, zdrowszy od klasycznego a nawet leczniczy. Tak więc restauracje roślinne mają szansę istnieć obok restauracji mięsnych, po prostu jako ciekawa, nowoczesna oferta, dająca konsumentom mięsnym i bezmięsnym, możliwość wyboru dokąd pójdą danego wieczoru czy popołudnia. Warunkiem zadowolenia klientów jest oczywiście bardzo wysoki poziom usług i ciekawa, urozmaicona oferta. Tylko ciężka praca od wschodu słońca do późnej nocy, może doprowadzić do celu. Należy uświadomić sobie fakt, że to co robimy jest czymś zupełnie pionierskim, dlatego wymaga czasu zanim osiągniemy zamierzony poziom atrakcyjności naszej oferty.
Na Boga, nie trzeba być 100% wegańskim aby promować większą konsumpcje owoców i warzyw. Hipokryzja? Wprost przeciwnie. Szczytny cel bez niepotrzego popadania w skrajność. Skrajność, która dla wielu konsumentów nie jest tym czego chcą. Nie ulega jednak wątpliwości, że Polacy jedzą za mało surowych owoców i warzyw, dlatego restauracje wegańskie mają ogromny sens i powinny być rozwijane.
Technik nie brakuje: blondowanie, ścieranie, sokowanie, siekanie, tarkowanie, krojenie, suszenie, itd.
Na tej drodze  składam zainteresowanym szczere życzenia wytrwałości w działaniu.
    

Niech pożywienie będzie lekarstwem...